Styczen w Londynie, a i zapewne w calej Wielkiej Brytanii, oznacza jedno: ogromne wyprzedaze! Ubrania, buty, sprzet sportowy i elektroniczny mnie nie interesuja. Przynajmniej nie na porzadku dziennym, raczej 'doskokowo', kiedy czegos bardzo, ale to bardzo potrzebuje.
Ksiazki, to juz zupelnie inna sprawa! :) A plakat gloszacy '70% off' wywieszony na oknie jakiejkolwiek ksiegarni ma na mnie wplyw niemal magiczny - przyciaga, jak magnes i nie sposob sie tej sile przyciagania oprzec!
Do tego dochodzi jeszcze wszechobecny Internet, ktory caly trud zakupow zmniejszyl do niezbednego minimun... Wiem cos o tym: kilkukrotnie juz dzwigalam ksiazki zamawiane on-line i dostarczane gratis do najblizszego oddzialu ksiegarni...
Ale coz: nie pale, nie pije, nie kolekcjonuje butow, niech chociaz ksiazke mam od czasu do czasu, skoro tak lubie!
W tym roku wzbogacilam sie o kilka ksiazek, ktorymi jestem zachwycona! (I ktore w miare czasu bede opisywac:)) Zreszta powiedzcie sami, zachwyty, czy nie, ale jak tu nie kupic ksiazki, przepieknie wydanej, wspaniale ilustrowanej i zawierajacej powodujace slinotok przepisy, przecenionej z £16.99 na... £5! Albo lepiej: £26 na £3.99!!! Grzech! ;):):):)
Dzisiaj o Antonio Carluccio i 'Simple cooking'.
Najnowsza ksiazka mistrza wloskiej kuchni. Musze powiedziec, ze w jej ocenie (tak, tak, w 'ocenie', bo jest to moje osobiste i subiektywne odczucie, a w zadnym wypadku 'recenzja') zachowalam sporo obiektywizmu, bo pana Carluccio... niezbyt lubie. :) Przebrnelam z wielkim wysilkiem przez bodaj 3 odcinki serii 'Two Greedy Italians' i zgadzam sie w pelni ze stwierdzeniem jakiegos krytyka, ze wykreowano 'porn kuchenny'... :):):))))) Doceniam natomiast doswiadczenie dlugich lat spedzonych w kuchniach przeroznych restauracji.
Ksiazke czyta sie znakomicie! Jak... ksiazke! :):):) A nie jak poradnik kulinarny. Kilkukrotnie napotkalam rozbawione spojrzenie wspolpasazerow w pociagu, kiedy jechalam do pracy z nosem w 'Carluccio' i sprawdzalam tylko, lekko wybita z tematu, ile jeszcze stacji zostalo...
Rozsadnie napisany wstep, opis podstawowych przypraw kuchni wloskiej, lista tego, co powinno sie znalezc pod reka w szafkach i lista niezbednych narzedzi kuchennych (kolejna osoba, ktora radzi: Bez szalenstwa! Czy naprawde bedziesz uzywac specjalnego narzedzia tylko do wybierania mazszu z awokado? :):):):))
I jedno bardzo, ale to bardzo wazne spostrzezenie, z ktorym zgodzi sie kazdy, kto kiedykolwiek mial cokolwiek do czynienia z gotujacymi Wlochami (cytat ze wstepu do ksiazki):
"Collecting so much information about Italian food has made me curious about its deeper cultural and historic origins, and I have written several books on the subject. The underlying theme behind all of them is the primary and most significant bit of knowledge that you will ever need to know about Italian food: that it is always very simple, and always uses the best ingredients possible."
Jakosc skladnikow zalezy tylko i wylacznie od gotujacej osoby.
Natomiast co do prostoty, to zgadzam sie w 100%: przejrzalam cala ksiazke i PRZELICZYLAM ilosc skladnikow w podanych przepisach - jest ich maksymalnie 10! I to wliczajac juz oliwe, pieprz, sól, czy makaron. Najbardziej skomplikowane zapiekanki zawieraja nieco wiecej skladnikow, ale mowimy o sosie, warzywach, miesie i makaronie... Owszem, dopuszczam pewiem margines bledu: obliczen dokonywalam z jednym okiem utkwionym w CSI. :):):)))))))
Kazdy przepis jest opatrzony wstepem, podajacym skad danie pochodzi, notatka, jak ewentualnie przygotowac podane skladniki (np. odsalanie solonej ryby) i co zrobic z resztkami.
I jak tu sie nie skusic:
No comments:
Post a Comment