Na fali entuzjastycznego zwiedzania wybralismy sie do drugiej po palacu Buckingham glownej rezydencji Krolowej Elzbiety II - zamku Windsor.
Podroz jest krotka - okolo 55min z centralnego Londynu (stacja Waterloo), a zamek widac juz po otwarciu drzwi stacji Windsor & Eaton Riverside, wiec odpada czasochlonne poszukiwanie drogi. :)
Wiecej o aktualnych i przewidzianych wystawach i wycieczkach mozna poczytac na oficjalnej stronie.
Mam tylko jedna uwage: warto zamek zwiedzac zanim zacznie sie posiadac potomstwo... Male dzieci nie widza sznurowych barier i przechodza pod nimi... My dzien spedzilismy na histerycznym syczeniu:'Wrrracajcie tu natychmiassssst(!!!)'. I pod czujnym okem straznikow - nie musze dodawac...
:):):))))))))))))
Pierwszy rzut oka na zamek, jeszcze ze stacji:
Tlumy przed wejsciem (kolejki sa potworne! Na szczescie calosc jest na tyle zorganizowana, ze nie czeka sie zbyt dlugo):
Juz w srodku - rozbroil mnie ten balkonik :) Bardzo Romeo & Julia...
Ogrody na zboczu zamku:
Dziedziniec wewnetrzny (tam calkiem po lewej, juz za rusztowaniami, znajduja sie kwatery prywatne krolowej):
Taras Polnocny:
I spektakularny widok z niego:
A nas interesuje kuchnia! Albo raczej Wielka Kuchnia ('Great Kitchen'), ktora, oczywiscie, znajduje sie w prywatnej i normalnie niedostepnej czesci zamku, a my trafilismy na krotki okres, kiedy to mozna zarezerwowac osobna wycieczke, juz w towarzystwie przewodnika.
Kilka ciekawostek:
* Wielka Kuchnia zamku Windsor jest najstarsza kuchnia na Wyspach - praktycznie nie zmieniona i uzywana ciagle od 750 lat! Dlugo uwazana ja za XVII-wieczna, ale po pożarze z 1992r. okazalo sie, ze w rzeczywistosci powstala ona juz gdzies w wieku XIII!
* Odremontowana i unowoczesniona w okolicy 1820r. Do tej pory uzywana jest gazowa kuchnia zamontowana w tym czasie (ciekawe, jak przechodzi coroczne inspekcje bezpieczenstwa?:)), podobnie, jak i stoly z solidnego drewna debowego - podniesiono je tylko o kilka cali (ludzie XXI wieku sa wyżsi, niz ci w XIX wieku) i przykryto higieniczna stala nierdzewna.
* Kucharz Krolowej, lokalny chlopak ze Slough :) Mark Flanagan ('local boy from Slough':)) pracuje z zespolem 20 kucharzy + 10 pomagajacych pomiedzy stacjami, i wydaje nawet do 1500 posilkow dziennie w czasie oficjalnych wizyt. Hall Sw. Jerzego ('St. George's Hall') miesci 161 gosci i tyle dan obiadowych trzeba wydac, a nastepnie nakrmic wszystkich pracujacych - na stale i tymczasowych.
* Winda wiodaca z kuchni do hallu reprezentacyjnego zostala zamontowana dopiero po pożarze z 1992r., wczesniej talerze byly wnoszone po schodach - dlatego kucharze przygotowywali 20 porcji wiecej kazdego dania. Nawiasem mowiac tradycja pozostala i robia to do dzisiaj - i nikt nie wie, gdzie te dodatkowe porcje znikaja...
* Obok glownej kuchni jest osobna, znacznie mniejsza - do przygotowywania dan na zimno (np. kanapki); polaczona z ogromna chlodziarka (wielkosci pokoju). Co ciekawe kuchnia nie posiada zamrazarek. Wszystko jest przygotowywane na biezaco, ze swiezych produktow, pochodzacych z lokalnych zrodel: glownie z farm krolewskich lub z okolicznych prywatnych farm. Dania sa sezonowe, a ilosc przygotowywanych posilkow sprawia, ze musza byc raczej proste i bez zbednych komplikacji.
Niestety nigdzie wewnatrz Zamku nie wolno robic zdjec. Ja mialam wielka nadzieje, ze uda mi sie pstryknac chociaz kilka juz w Wielkiej Kuchni. Cholercia, moze to nie jest az taka zdrada stanu, ze wyladowalabym w wiezieniu??? Ale niestety otworzylam dziób i zapytalam jednego z przewodnikow: 'Czy na pewno nie mozna robic zdjec nigdzie, ale to nigdzie?' Od tego momentu gdziekolwiek sie nie obrocilam napotykalam jego czujne spojrzenie... Mialo to swoje dobre strony, bo chlopina przy okazji monitorowal posuniecia i pomysly Samiry, ktora zdecydowala sie na urozmaicenie wizyty i chowala sie pod stolami i za kurtynami.
:)
Po powrocie przeszukalam Internet w nadziei znalezienia chociaz kilku fotek, ale wyglada na to, ze wszyscy sa albo bardzo zdyscyplinowani, albo, jak ja, bardzo boja sie oskarzenia o zdrade stanu, bo nie znalazlam kompletnie nic!
:)
I jeszcze zmiana wart - bardzo spektakularna zreszta:
(Musze sie do czego przyznac - jestem straszny pies na... Nie, nie na baby :), na mundury! Uwielbiam te wszystkie marynarskie i komandoskie, ale te czerwone... Hm... Cos do mnie nie przemawiaja!)
I ostatni przed wyjsciem rzut oka na zamek (po lewej - kaplica Sw. Jerzego (St. George Chapel), gdzie w 2005r. odbyl sie slub ks. Karola i Kamili Parker-Bowles)
No comments:
Post a Comment