10 wrzesnia 2011r.
Juz po raz piaty lokalne wladze zamknely na caly dzien dla ruchu kolowego Soutwark Bridge. Tylko i wylacznie po to, by mniej lub bardziej lokalni przybysze mogli uczesniczyc w 'Uczcie na Moscie' (Feast on the Bridge) :), czesci dwudniowego 'Festiwalu nad Tamiza' (Thames Festival).
Na jednym koncu mostu byly ustawione stoiska z wszelakim jedzeniem i namiot z 'kursem' ozdabiania ciasteczek dla dzieci. :) A na drugim koncu - nieco wiecej jedzenia, oraz pokazy wykrawania dyni na Halloween, uzywania powszednich i czesto spotykanych roslin do robienia herbaty, oraz caly proces robienia chleba. Mam na mysli CALY! To jest od wymlocenia zboza, przez przemielenie go na make, az po zrobienie ciasta, uformowanie bochenkow i upieczenie ich w przygotowanym piecu. A co posrodku? Ha! Stoly! Cala masa ustawionych stolow i krzesel, gdzie mozna bylo przysiasc z zakupionym jedzeniem i piciem. I ewentualnie poznac dosiadajacych sie sasiadow z Hiszpanii, Wloch, Ameryki i skad tam jeszcze...
Pogoda dopisala. Spacer wspanialy. A dzieci zmeczone do granic! :)
I o to chodzilo...
:):):))))))))))))))
Southwark Bridge:
Narodowa potrawa, czyli 'fish & chips' w wersji na... slodko! Zrobiona z ciasta, z chlebowymi 'frytkami' i z luskami z ozdobionych przez dzieci ciasteczek:
Tlumy poszukujacych dobrego jedzenia:)
Odrobina hinduskich smakow:
I PRZE-pyszny sok jablkowy, wyciskany na miejscu, z roznych gatunkow jablek, w ogromnej prasie. Niestety nieco drogi, ale czego sie nie robi dla idei? :):):)
Stoly ustawione przez cala dlugosc mostu. Z tylu widac juz barierki, a za nimi rzeke (pan na zdjeciu - przypadkowy:)):
A na kazdym stole - donice/smietniki na resztki jedzenia...
... zbierane przez ochotnikow na taczki i zabierane do kompostownika:
Ktos ma ochote na herbatke z ogrodowych chwastkow? :):):)
I dynie! I kurs wycinania latarni na Halloween:
Dynia, ktora zainteresowala Samire nie byla niestety prawdziwa... (Wyobrazacie sobie ilosc zupy, jaka mozna z niej ugotowac? A, i czas potrzebny na obranie? :):):))
Szybki kurs robienia prawdziwego chleba(z tylu widac piec)...
...ktory mozna bylo sprobowac...
... na przyklad posmarowany domowa marmolada imbirowa:
I lody!
Ale JAKIE!
Waniliowe, to male miki! Tak samo, jak i truskawkowe, czy nawet czekoladowo-maslo-orzechowe :). Prawdziwe wyzwanie to: miodowo-lawendowe, rabarbarowo-imbirowe, oraz buraczkowo-malinowe (te to musza miec wspanialy kolor!:))
Dzieci na lody nie mowia nie...
Jeszcze spacer brzegiem Tamizy.
I mila niespodzianka: stoiska promujace turystyke krajow Europy wschodniej, a w tym i Polski:
Jeszcze wiecej jedzenia, z kazdego mozliwego zakatku Ziemi :)
Na koniec skusilismy sie jeszcze na nalesniki:
Nasze - bardzo proste, bo tylko z dzemem truskawkowym; chociaz do wyboru byly i bardziej skomplikowane kreacje kulinarne :), jak 'czekolada i banany', albo 'truskawki z bita smietana i pistacjami'
A po powrocie do domu...
:):):):))))))))))))))))))))))