Pamietam, jak cale lata temu, dawno i dawno, jezdzilismy zbierac jeżyny... 'Na stawy' sie mowilo, bo niezmierzone polacie krzakow jeżynowych porastaly brzegi jakiegos pol-opuszczonego gospodarstwa rybnego... Okolica w owoce obfitowala, jak najbardziej, bo malo kto mial sile walczyc z... komarami, ktore wystepowaly w obfitosci dorownujacej jeżynom. I to o kazdej porze dnia i wieczora, wiec trzeba bylo zakladac mocno wyszukane odzienie ochronne w formie grubych spodni, najlepiej par dwóch, gumiaczków i potwornej ilosci starych bluz i koszul, ktore przy okazji mialy za zadanie ochrone przez zabojczymi kolcami... To wszystko w scenerii ciepelka sierpniowego i pod rozbawionym wzrokiem okolicznej gawiedzi, cieszacej sie upalem i grillowanym miesiwem. Jak sie domyslacie przecietnej jednostce, do takich wyczynów zmuszanej, do smiechu nie bylo! :)
Z takich wypraw przywozilo sie wiadra i wiadra urobku, ktory przez kilka nastepnych dni zostawal przerobiony na soki, dzemy, galaretki i co tam jeszcze. Niestety Anglia takimi dobrodziejstwami nie dysponuje, a w supermarketach dostepne sa jeżyny w smiesznej ilosci 125g... I co z takim fantem poczac???
Bedzie w sam raz na:
Domowy kisiel jeżynowy.
Na sam pomysl natknelam sie przegladajac blog Izy.
Podaje juz z moimi proporcjami i zmianami.
Skladniki:
(na 1 hojna lub moze 2 mniejsze porcje)
opcjonalnie, do podania
Jeżyny rozgniesc w garnuszku widelcem, na mniej wiecej gladka mase (malo prawdopodobne, bo maja duzo pestek). Zalac woda i wsypac cukier. Zagotowac. Wlac make wymieszana z woda (okolo 2-3 lyzek) i gotowac, MIESZAJAC, az calosc zgestnieje. Podawac z kleksem jogurtu lub smietanki, wymieszanego z cukrem - do smaku.
No comments:
Post a Comment