Zajazd
KRAKOWIACY I GÓRALE
Krzyszkowice 310
32-445 Krzyszkowice
Przy okazji kilkudniowego wypadu do Polski z przyjemnoscia korzystalam z dobrodziejstw polskiej kuchni. I z czysto wakacyjnej mozliwosci odpoczecia od gotowania i zmywania garnkow. :):):))))))
Na poczatek zajazd 'Krakowiacy i gorale', umiejscowiony na trasie z Krakowa do Zakopanego, a dokladnie pomiedzy Krakowem, a Myslenicami - mapa.
Ogromna restauracja, pelna stylowych, ciezkich stołow i drewnianych ław. Z kelnerkami ubranymi w dlugie, goralskie spodnice i z wielkim grillem z prawdziwym, a nie na przyklad elektrycznym, ogniem.
Galeria zdjec - tutaj.
Mozna wybrac cos z oferty wielkiego cieplego, lub zimnego bufetu, albo zamowic z listy dan - menu.
Meska czesc wycieczki wybrala selekcje gotowych dan, ustawionych na podgrzewanej ladzie. Kotlety mielone i z panierowanej piersi kurczaczej, pieczone kielbaski i ziemniaczki, wielki wybor salatek i surowek, szaszlyki z grilla i wiele innych. Wszystko pysznie wygladajace, znakomicie pachnace i najwyrazniej swieze.
Kobieca czesc wybrala po damsku - wielka, pieczona... golonke. :):):)
A takze placki ziemniaczane z sosem prawdziwkowym i zasmazana kapuste.
I kufel zimnego piwa.
Wszystko pyszne, znakomite i generalnie bardzo, bardzo zjadliwe, ale...
Ano wlasnie: serwis. Masakra!
Pani, w pieknej goralskiej spodnicy i z grymasem 'ja tu musze pracowac' na twarzy, wreszcie zdecydowala sie i zapisala nasze zamowienie. Na pytanie co to jest grenadina (w piwie), odparla 'Taki soczek'. Hmmmm...
W miedzyczasie chlopcy poszli do bufetu, wybrali, co tam chcieli, zaplacili, doniesli do stolu, i nawet zjedli, a naszego babskiego obiadu, jak nie bylo, tak nie bylo. Zajete plotkowaniem i zabawianiem dzieci specjalnie sie nie przejmowalysmy, a ze zadna z nas dokladnej godziny zlozenia zamowienia nie sprawdzila, nie bardzo mialysmy sie na czym opierac. Z czystym sumieniem moge jednak powiedziec, ze minelo co najmniej 40min. Nasza pani w tym czasie zniknela, a pozostale 2-3 zajete stoliki obslugiwaly inne panie. Jedzenie pojawilo sie wreszcie, z wyjasnieniem: 'To opiekanie tak dlugo trwa'. Ok, nie nudzilysmy sie. Zjadlysmy z przyjemnoscia, plotkujac i popijajac piwo. Po czym odstawilysmy brudne talerze, zwiedzilysmy caly lokal i podziemna ubikacje, ubralismy siebie i dzieci w kurtki i zaczelismy nieuchronnie zmierzac ku wyjsciu, caly czas starajac sie wzrokiem, czy gestem zwrocic na siebie uwage kogokolwiek z obslugi. Z niklym skutkiem. Panie kelnerki i pani obslugujaca stoisko z wedlinami mialy jednak lekko zaniepokojony wyraz twarzy, kiedy zobaczyly cala grupe nieuchronnie zmierzajaca do ucieczki poza zasieg i wreszcie wykazaly odrobine inicjatywy wolajac kogos, kto bedzie mogl nam rachunek przedstawic. Trwalo to kolejne wieki cale... Ciekawe, czy by za nami biegli???
Czyli tak: lokal najwyrazniej dla osob posiadajacych spore zasoby czasowe i nie na pol-godzinna, biurowa przerwe na lunch. Chyba, ze zdecydujemy sie na opcje bufetowa oczywiscie.
A, B, C i D:
Atmosfera - spokojnie i cicho, pelny relaks. :) Tyle, ze bylismy tam w srodku dnia i w srodku tygodnia, wiec nie mam pojecia, jak zatloczone sa na przyklad wieczory;
Booking, czyli rezerwacje - najwyrazniej lepiej jest zapewnic sobie odpowiednie miejsce, jesli planujemy spora grupe (podsluchiwalam:)), a generalnie zawsze powinien znalezc sie pojedynczy stolik;
Ceny - umiarkowane, a hojne porcje sa dodatkowa zacheta. (Zreszta mozna sprawdzic w menu.)
Dzieci - najwyrazniej mile widziane, nikt specjalnie nie protestowal, chociaz tez i nie zachecal. Cale miejsce jest tak wielkie, ze dodatkowy grat w postaci na przyklad wozka, wepchnietego gdzies w kat, nie robi zadnej roznicy. Poza tym widzialam ustawione pod reka dziecinne krzeselka i jeszcze jedna, czy dwie rodziny z maluszkami.
No comments:
Post a Comment