Nie to, że mam cokolwiek przeciwko jajkom, jako takim. Nie i na pewno nie. Wprost przeciwnie: uwielbiam je zawsze i używam w ilościach ponad-przeciętnych - policzyłam, że okolice 40 sztuk tygodniowo, to norma, a dla wytłoczki mniejszej, niż 12 sztuk nawet nie zaczynam rozgrzebywać torby w poszukiwaniu portfela. I zawsze, ale to zawsze kupuję te od niosek z wolnego chowu.
Dodatkowo, tylko czasami i niejako dla zabawy, kupuję dla dzieci jajeczka przepiórcze, bo ich cudny rozmiar fascynuje potomstwo.
Ale. Po pierwsze: wciaż się zdarza sytuacja, kiedy jajek w domu nam zabraknie (dzieci zjadły nie zaplanowana patelnię jajecznicy na śniedanie, albo matkę poniosło z pieczeniem dla szkoły). A po drugie: jestem bardzo przekonana, że wegetarianizm, a zaraz po nim weganizm, to droga w przyszłość.
Sama podanych propozycji jajecznych zamienników jeszcze nie miałam okazji wypróbować. Ale niektóre wydaja się dość logiczne i mało skomplikowane. I raczej, jako opcja przy pieczeniu ciast, czy smażeniu naleśników. Jajecznicy z banana, masła orzechowego, czy nasion chia raczej nie zrobimy...
:)
Mielony len: 1 łyżka + 3 łyżki wody
Chia: 1 łyżka + 1/3 szklanki wody
Białko sojowe: 1 łyżka + 3 łyżki wody
Agar agar: 1 łyżka + 1 łyżka wody
Dojrzały banan: połówka
Mus/sos jabłkowy: 1/4 szklanki
Masło orzechowe: 3 łyżki
No comments:
Post a Comment