Brukiew kupuję i owszem, od czasu do czasu raczej, niż regularnie, z zamiarem pokrojenia jej na kawałki, pokropienia oliwa i upieczenia do miękkości. Mało wysiłku, a dodatek do obiadu wychodzi pyszny. Tym razem brukiew przytrafiła mi się niejako przypadkiem: najbardziej lokalny supermarket nie miał kompletnie marchewki (braki w zaopatrzeniu = bolaczka poniedziałkowego poranka), więc złapałam w zastępstwie tzw. 'stew pack', czyli wybór zimowych warzyw korzeniowych, przeznaczonych do duszenia z mięsem w angielskim gulaszu. Za cenę niewielka dostałam korzenie pietruchy, sporo marchewki, trochę cebuli i średniej wielkości brukiew. Na cała resztę miałam oczywiście pomysł, tylko ta brukiew... Aż wreszcie nie dało się dłużej unikać zalegajacego korzenia i przypadkiem powstała zupa. Tania, z bardzo podstawowych, długotrwałych składników, kremowa i niesamowicie pyszna! Moje dzieci zajadały dokładkę za dokładka i wołały o jeszcze!
W sporym garnku rozgrzej 2-3 łyżki oliwy. Dodaj 1 niewielka, posiekana cebulę i 2 obrane, oczyszczone i posiekane marchewki. (Jeśli akurat masz pod ręka korzeń pietruszki możesz go również dodać w tym momencie, ale nie jest on konieczny.) Podsmażaj, często mieszajac, przez 3-4 minuty. Następnie wsyp pokrojona na kawałki brukiew (średniej wielkości, jakieś 400g), wymieszaj i smaż kolejne 3 minuty. Wlej wodę - około 1cm ponad powierzchnie pokrojonych warzyw. Wkrusz warzywna kostkę bulionowa i wsyp 1/2 szklanki czerwonej soczewicy, oraz 1 łyżeczkę suszonej natki pietruszki (opcjonalnie). Wymieszaj, zagotuj, zmniejsz ogień, przykryj garnek i gotuj około 20 minut, lub do miękkości soczewicy i warzyw. Zmiksuj gotowa zupę blenderem na gładki krem. Podawaj z kleksem kwaśnej śmietany, lub dobrego jogurtu, z kawałkiem dobrego, chrupiacego chleba, albo z tostem zwieńczonym pikantnym serem żółtym.