Tuesday, 28 September 2021

Bath z dziećmi - Fashion Museum i Assembly Rooms, Herschel Museum of Astronomy, The Circus i Royal Crescent...



The Circus. Oryginalnie 'King's Circus', który zaprojektował John Wood Starszy. Budowa zaczęła się w 1754 roku, a niecałe trzy miesiące później architekt zmarł. Jego syn, John Wood Młodszy, zajął się realizacją projektu, i zakończył go w 1768 roku.
The Circus składa się z 3 zakrzywionych kamienic, które znajdują się na liście zabytków (tzw. Grade I) i formują okrąg z trzema wejściami. W ciągu wielu lat te znane i charakterystyczne budynki gościły znane osobowości, mieszkał tam m.in. malarz Thomas Gainsborough (w XVIII wieku), oraz Nicolas Cage (ostatnimi czasy).

The Royal Crescent, to 150 metrowy szereg 30 kamienic, tworzący  charakterystyczny półksiężyc, który zaprojektował, a następnie zbudował pomiędzy 1767 i 1774 rokiem John Wood Młodszy. Teraz No.1 Royal Crescent, pierwszy budynek po wschodniej stronie, to muzeum zawierające typowe gospodarstwo domowe z miasta z XVIII wieku - to 'na górze' i 'na dole'.   



Fashion Museum,
Assembly Rooms,
Bennett Street,
Bath BA1 2QH


Wejście do Fashion Museum prowadzi przez odrestaurowane po wojnie tzw. Assembly Rooms, czyli XVIII wieczne sale i miejsce spotkań towarzyskich, gier w karty i koncertów. Bywała w nich i opisała je Jane Austin. Tą część można zobaczyć bez wcześniejszej rezerwacji, pod warunkiem, że nie odbywa się tam akurat prywatne przyjęcie.

Fashion Museum Bath zawiera kolekcję historycznych i współczesnych ubrań - zbiór rękawiczek sięga XVI wieku! Każda gablota ma tabliczki z opisami oraz techniczne ułatwienie (to zwłaszcza dla osób poruszających się wszędzie w towarzystwie dzieci ;) ) - numer do czytanego opisu na przewodniku audio - wliczony w cenę biletów, do odebrania przy wejściu.

Godziny otwarcia - od 10 do 5, od wtorku do niedzieli, ALE lepiej jest sprawdzić przed samą wizytą - klik.

Bilety - okolice £10 od osoby dorosłej i £7.50 od dziecka, ale, jak zawsze dostępne są tańsze wersje rodzinne - klik.

Czas - warto jest przeznaczyć okolice 3 godzin na spokojny spacer po zaciemnionych wnętrzach. 
W środku nie bardzo jest miejsce na piknik, ale na zewnątrz, przed samym budynkiem jest sporo wygodnych ławek i, przy ładnej pogodzie, można spokojnie zjeść tam. Dodatkowo - muzeum znajduje się w samym centrum Bath i jest otoczone kawiarniami i restauracjami. Dodatkowo - po prawdzie, w nieco dalszej okolicy jest sporo najróżniejszych supermarketów, w których, przy odrobinie dobrego planowania, można zaopatrzyć się w kanapki, ciastka, napoje i co tam jeszcze.         










Herschel Museum of Astronomy
19 New King Street 
Bath BA1 2BL


Muzeum poświęcone niesamowitym osiągnięciom brata i siostry, utalentowanych muzyków i astronomów - Wiliama i Karoliny Herschel, mieści się w budynku, domu  mieszkalnym, który był ich główną rezydencją i gdzie, używając teleskopu własnego pomysłu, William odkrył w 1781 roku nową planetę - Uran.
Dzieci dostają przy wejściu mapę ze wskazówkami i muszą znaleźć odpowiedzi na pytania i kilka rzeczy z gablot. 

Co jest ciekawe i nietypowe - jest to faktyczne miejsce, w którym para mieszkała i pracowała. I tak naprawdę jedyna szansa na pobyt i postawienie stopy w miejscu, z którego została odkryta planeta - wszystkie inne były znane od starożytności. W kuchni są na podłodze kamienne płytki wyszczerbione/odłupane przez wypadek z płynnym metalem - William pracował z polerowanym metalem (technika produkcji luster nie została jeszcze wynaleziona), jako soczewkami do teleskopu, a w salonie instrumenty, na których grali.
Przy wejściu do kuchni wisi drzewo genealogiczne z ciekawostką: William miał tylko jednego syna, John'a, również utalentowanego naukowca, a ten z kolei doczekał się 12 dzieci, z tym, że pierwsza jedenastka przyszła na ten świat w szybkiej kolejności, co 1-2 lata, od 1830 do 1846 roku, ale najmłodsza córka urodziła się aż w 1855 roku (zmarła w 1939). Fakt, na  który zwrócił moją uwagę przewodnik i zaraz po pytaniu - 'Ile tych dzieci tam było?!!!'   
:)
Ja bawiłam się bardzo dobrze. Część bachorków również - nie pomógł fakt, że było to nasze drugie muzeum tego samego dnia i jedna połowa była bardzo zmęczona.


Praktyczności:
* godziny otwarcia - troszkę inne w ciągu roku, trzeba sprawdzać, ale generalnie od 10  do 5;
* lepiej jest zarezerwować bilety wcześniej, żeby uniknąć rozczarowań - opłaca się spojrzeć na tańszy bilet rodzinny;
* czas - połowa mojej bandy była gotowa do wyjścia pewnie po 20 minutach :(, ALE powiedziałabym, że 2 do 3 godzin powinno wystarczyć, żeby spokojnie znaleźć lok włosów Karoliny i przenośne modele systemu słonecznego z różnych okresów.   









Co jeszcze chciałabym ewentualnie zobaczyć, jeśli nasze drogi kiedyś nas do Bath poprowadzą?
- Prior Park Landscape Garden z Palladian Bridge;

A dodatkowo: chciałabym się przejechać statkiem po rzece - Pulteney Cruisers, oraz spróbować sławnych bułeczek Sally Lunn's...   

Saturday, 25 September 2021

Bath z dziećmi - Roman Baths, Pulteney Bridge i Bath Skyline...

 

Bath to małe miasto z dużą historią, położone w hrabstwie Somerset i dolinie rzeki Avon. Ponieważ jest jedynym miejscem z dostępem do wód geotermalnych, Rzymianie wybudowali tu w I wieku naszej ery kompleks budynków, z łaźniami i świątynią, wierząc, że ciepłe wody są lekarstwem na wszelkie przypadłości.
Bath stało się popularne w XVIII wieku dzięki przedsięwzięciom takim, jak Old Orchard Street Theatre, the Royal Crescent, The Circus i Pulteney Bridge. Malarze Thomas Gainsborough i Thomas Lawrence mieszkali i pracowali w Bath, podobnie, jak Jane Austen, Haile Selassie (mieszkał przez 4 lata emigracji) i, najaktualniej, Manolo Blahnik.  
(źródło i więcej: angielski, polski


  Roman Baths,
Abbey Church Yard,
Bath BA1 1LZ

Na pewno warte zobaczenia! I zdecydowanie efektowne. Wystarczy wspomnieć, że rzymska technika/hydraulika wciąż po niemal 2 tysiącach lat działa - ołowiane rury są szczelne i teoretycznie mogłyby dalej zaopatrywać łaźnie. 
Ceny biletów różnią się nieco, zależnie od pory roku - jest drożej w wakacje szkolne i w weekendy. Generalnie: okolice £20 od osoby dorosłej i okolice £15 od dziecka (6-18), dzieci poniżej 6 lat - bezpłatnie, ALE trzeba dodać 'zerowy' bilet do wszystkich innych kupowanych. Bilety rodzinne ( wiele opcji, na przykład: 2 dorosłych i do 4 dzieci, albo 1 dorosła osoba i do 4 dzieci) są tańsze. Przy rezerwacji trzeba zdecydować się na datę i godzinę wejścia, a że bywa naprawdę tłoczno lepiej jest zaopatrzyć się w bilety wcześniej i uniknąć ewentualnego rozczarowania. 
W cenę biletu wliczony jest 'audio guide' - każda kolejna atrakcja ma tabliczkę z numerami do opisu, którego można posłuchać spokojnie spacerując; większość zawiera również uproszczony opis dla dzieci.

Pandemia (rok 2020-21): 
Wszelkie restrykcje są co prawda powoli znoszone, ale jeszcze kiedy byliśmy latem, wymagane były maseczki (tylko w zamkniętych pomieszczeniach) i obowiązywał ruch jednokierunkowy.
   






Pulteney Bridge - kamienny most złożony z trzech przęseł i wybudowany w 1773 roku, według projektu Roberta Adama, który zainspirował się włoskimi Ponte Vecchio i Ponte di Rialto.  Jest jednym z tylko czterech mostów na całych świecie, zabudowanych na całej długości i z obu stron.   
(źródło: polski, angielski)

Przez cudny most przeszliśmy wieczorem spacerkiem. Obie strony są rzeczywiście zabudowane i zawierają kolekcję malutkich sklepików - kawiarni, galerii, piekarni, kwiaciarni; niemal wszystkich z widokiem na rzekę. 
W okolicy jest też dobrych kilka sklepów 'charity', m.in. Oxfam, czyli naszego ulubionego łowiska w kwestii tanich drobiazgów/pamiątek/zabawek dla dzieci. Trzeba tylko pamiętać, że większość zamyka się dość wcześnie - w okolicy 4-5 po południu.





Bath Skyline - od strony Sham Castle.
Cały, zaprojektowany przez National Trust, spacer zawiera 11 przystanków dookoła miasta. Każdy to ciekawe miejsce, albo spektakularny widok. 
My odjęliśmy sobie sporo roboty i udaliśmy się od razu do położonego wysoko punktu widokowego i Sham Castle. Bez owijania w bawełnę - pot lał mi się po nosie strumieniem i cała trasa była naprawdę stroma - wózki odpadają, ale można ewentualnie polecieć dookoła drogą, z której jak najbardziej korzystają jadące na pole golfowe samochody. 
Dodatkowa atrakcja objawiła nam się pod koniec - ścieżka prowadziła dokładnie, wprost i bez skrótów przez... krowy! Nieszkodliwe, spokojne i bardzo oczywiście przyzwyczajone do szlaczka przewijających się turystów. Niemniej jednak moje miastowe dziecki niemal odmówiły współpracy...
:)     





Tuesday, 21 September 2021

Warzywa pieczone z pastą harissa i jak ugotować (niedoskonały) ryż do sushi...


Mili państwo z ulubionego Oddbox dostarczają od czasu do czasu spore ilości niełatwych do ogarnięcia warzyw... Nie mam zażaleń - na tym ten projekt polega, ale czasami kombinuję więcej, niż normalnie, aby nadmiar wykorzystać.
Tym razem problematyczny okazał się bakłażan i cukinia... 
Upieczone razem z czerwoną cebulą i podane z ryżem sushi okazały się przepyszne. Podobnie, jak i w wersji z zamiennikiem czerwonej cebuli - koprem (kolejny trudny do wykorzystania nadmiar). Aktualnie problematyczna staje się czerwona papryka i chyba wkrótce podzieli los cukini i kopru...
:)     

Składniki:
(na jakieś 3 porcje, nadmiar można spokojnie przechowywać w lodówce przez kilka dni)
  • średnia cukinia, pokrojona na kawałki wielkości 1 kęsa;
  • średni bakłażan, pokrojony na kawałki wielkości 1 kęsa;
  • czerwona cebula, oczyszczona i pokrojona w sporą kostkę, albo w ósemki (używałam też pokrojone w paseczki bulwy kopru, zamiennie z cebulą);
  • 2-3 czubate łyżeczki pasty harissa - u mnie: średnio ostra Belazu Rose Harissa, ale de gustibus, trzeba tylko uważać, bo niektóre są bardzo ogniste ;
  • łyżeczka oliwy - opcjonalnie, normalnie pasta jest już mocno oleista;
  • sól.
Rozgrzej piekarnik do 180stC.
Warzywa wsyp do sporej miski, dodaj pastę, oliwę (jeśli używasz) i odrobinę soli.
Dobrze wymieszaj i przełóż na blaszkę do pieczenia - najlepiej by warzywa tworzyły jedną warstwę. 
Piecz około 30 minut, do miękkości - zależy od piekarnika i dobrze jest sprawdzać i ewentualnie odjąć lub dodać nieco czasu.
Gotowe podawaj na przykład z ryżem do sushi*. Nadmiar przechowuj w zamkniętym pojemniku w lodówce i odgrzewaj w mikrofali.



*Ryż do sushi:
Podobno, jak legenda urbanistyczna głosi, japoński kucharz spędza 8 lat ćwicząc i doskonaląc technikę gotowania ryżu do sushi... 
Ja w takim razie odpadam - chcę ulubionego ryżu teraz i zaraz i lat czekać na perfekcję nie będę!

Ale. Dziecko Złote Numer 2 (tj. Samira) sushi kocha, podobnie, jak cała reszta przychówku, i już wielokrotnie zostałam w okolicznych Wasabi z gigantycznym rachunkiem.  A że oszczędzająca Polka potrafi - sprawdziłam internet, kupiliśmy wór ryżu, wiadro octu ryżowego, suszone nori, matę do zwijania i dziecko/dziecki zabrali się do pracy. 

Poczytałam na blogach i stronach poświęconych japońskiej kulturze i skompilowałam w miarę oryginalny i niezbyt skomplikowany przepis, który póki co zawsze się sprawdza.

1 kubek ryżu do sushi
1 1/2 kubka wody
ocet ryżowy, do pokropienia
sól

Ryż wsyp na sitko o drobnych oczkach. Opłucz po bieżącą wodą do czasu, aż ta wyciekająca od spodu będzie czysta.

Przełóż ryż do garnka, takiego z pasującą pokrywką, zalej 1 i 1/2 kubka wody. Posól do smaku i zagotuj. Przykryj, zmniejsz ogień do najmniejszego możliwego i zostaw na 15 minut. Następnie całkowicie wyłącz ogień i zostaw wciąż pod przykryciem na kolejnych 15 minut.

Odkryj, pokrop octem ryżowym - oryginalnie 1/4 kubka, u mnie raczej okolice 2 łyżek. Napusz widelcem. Gotowe! 

Friday, 17 September 2021

Urodziny bloga - 12 lat...

 

Blog 'Lejdi of the house' powstał 12 lat temu. Przypadkiem... :)
W międzyczasie oznajmiłam urodziny dwójki moich młodszych dzieci i opublikowałam ponad 1700 wpisów, w tym wielu dotyczących zwiedzania i jedzenia z dziećmi w Londynie i okolicach. 
Bardzo dziękuje wszystkim, którzy do mnie zaglądali (i dalej zaglądają) przez lata, oraz tym, którzy wykorzystali zaproponowane przepisy.

Kasia  (Lejdi of the house)
X     X     X

Monday, 13 September 2021

Serniczki waniliowe z borówkami i kokosową kruszonką...


Przepis z bloga Popołudnie w kuchni.

Składniki:
(spokojnie na 18 sztuk)

na spód
  • 150g herbatników digestive
  • czubata łyżka miękiego masła

na masę serową
  • 1kg serka kremowego
  • 2 jajka 
  • 8 czubatych łyżek cukru pudru
  • 1 łyżka ekstraktu waniliowego, albo opakowanie cukru wanilinowego
  • opakowanie borówek

kruszonka
  • 3/4 szklanki wórków kokosowych
  • czubata łyżka cukru pudru
  • czubata łyżka masła

Rozgrzej piekarnik do 170stC. Przygotuj blaszki do muffinów: jedną na 12 sztuk i jedną 'połówkę' na 6 sztuk (albo 2 większe) i wyłóż papierowymi papilotkami.

Herbatniki rozkrusz w malakserze, albo w plastikowej torbie potraktowane tłuczkiem, lub wałkiem. Wymieszaj z masłem i rozdziel pomiędzy papilotki i dobrze ugnieć palcami, łyżką, albo dnem niewielkiej szklanki.

Jajka wbij do sporej miski i dobrze ubij mikserem, na jasną, kremową masę, z 3 łyżkami cukru. Dodaj ser, resztę cukru i ekstrakt albo cukier waniliowy. Szybko zmiksuj, tylko do połączenia składników.

Rozdziel masę serową równomiernie pomiędzy papilotki, wyrównaj wierzch i wciśnij po kilka (5-6) borówek. 
Wiórki kokosowe wymieszaj z cukrem i masłem. Kruszonkę rozdziel pomiędzy serniczki.

Piecz okolice 25-30 minut. Wyjmij, przestudź w blaszce, a następnie wyjmij na kratkę i zostaw do całkowitego ostudzenia. Schłódź w lodówce przez minimum godzinę, a najlepiej przez noc.

Thursday, 9 September 2021

Celebryci na słodko - Crêpes Suzette...


Crêpes Suzette to francuski deser składający się z naleśników (crêpes) i  sosu z karmelizowanego cukru i masła, soku z mandarynek, albo pomarańczy, startej skórki cytrusowej, oraz likieru Grand Mariner, triple sec albo Curaçao, podpalanych przy podawaniu deseru.

Pochodzenie dania i jego nazwa są dysputowane.  Jedna wersja twierdzi, że zostało ono wykreowane przez pomyłkę w 1895 roku przez Henri Charpentier - 14 letniego asystenta kelnera w Café de Paris w Monte Carlo. Przygotowywał on deser dla ówczesnego Księcia Walii (późniejszego króla Edwarda VII), wśród którego gości był piękna dziewczyna o imieniu Suzette. Historia ta została opowiedziana przez samego Henriego w autobiografii Life à la Henri, a później zakwestionowana przez Larousse Gastronomique:

It was quite by accident as I worked in front of a chafing dish that the cordials caught fire. I thought it was ruined. The Prince and his friends were waiting. How could I begin all over? I tasted it. It was, I thought, the most delicious medley of sweet flavors I had ever tasted. I still think so. That accident of the flame was precisely what was needed to bring all those various instruments into one harmony of taste ... He ate the pancakes with a fork; but he used a spoon to capture the remaining syrup. He asked me the name of that which he had eaten with so much relish. I told him it was to be called Crêpes Princesse. He recognized that the pancake controlled the gender and that this was a compliment designed for him; but he protested with mock ferocity that there was a lady present. She was alert and rose to her feet and holding her little skirt wide with her hands she made him a curtsey. "Will you," said His Majesty, "change Crêpes Princesse to Crêpes Suzette?" Thus was born and baptized this confection, one taste of which, I really believe, would reform a cannibal into a civilized gentleman. The next day I received a present from the Prince, a jeweled ring, a panama hat and a cane. "


Inne źródła, ja Larousse Gastronomique, uważają, że raczej główny kelner serwowałby przyjęcie księcia, niż Charpentier, który był za młody. Mniej fantastyczna wersja wyłania się z wywiadu Elsie Lee z Henrim z lat 50. W nim Charpentier wyjaśnia szczegółowo, że 'jego skomplikowana wersja rozpoczęła się od dania z naleśników z sosem owocowym, które jego przybrana matka przygotowywała na specjalne okazje'. Dodatek likieru był modny wśród paryskich kucharzy w tym czasie.

  Inne źródła uważają, że danie zostało nazwane na cześć francuskiej aktorki Suzanne Reichenberg (1853–1924), która używała imienia Suzette, jako pseudonimu. W 1897 roku Reichenberg pojawiła się w Comédie-Française w roli pokojówki i serwowała naleśniki na scenie Monsieur Joseph, właściciel Restaurant Marivaux, zapewniał crêpes. To on zdecydował o podpalaniu naleśników - po pierwsze, aby przyciągnąć uwagę publiczności, a po drugie, aby jedzenie było ciepłe dla jedzących je aktorów. Joseph był następnie dyrektorem w Paillard Restaurant w Paryżu, oraz pracował dla hotelu Savoy w Londynie. 

W 1896 roku Oscar Tschirky opublikował przepis na 'Pancakes, Casino Style', ze wszystkim na miejscu, oprócz ostatecznego płomienia. Escoffier opisał Crêpes Suzette w angielskiej wersji Guide Culinaire z 1907 roku (wersja francuska 1903) tak samo, to jest bez podpalania. 

Danie było specjalnością francuskiej restauracji Marie's w 1898 roku.


Sunday, 5 September 2021

Urodziny: Daniel ma 5 lat! :)

 


Muszę przyznać, że kiedy stres przygotowywania przyjęcia urodzinowego jest usunięty, bo: 
1) urodziny Daniela są nieco niefortunne i wiele rodzin 2 września po prostu nie wróciło jeszcze z wakacji; 
2) pandemia wciąż nad nami wisi i jest ciężko zaplanować cokolwiek wystarczająco wcześnie; oraz 
3) właśnie zaczynamy szkołę i najnormalniej w świecie nie znamy jeszcze nowych kolegów (poza niewielką grupą poznanych w przedszkolu), ich imion i numerów telefonów rodziców;
urodziny wydają się o wiele łatwiejsze do opanowania...

Dlatego miałam kompletnie betonowe podstawy do porzucenia pomysłu. Postawiłam na dobrą zabawę w kinie w Westfield Shopping Centre (dziecinne, super tanie poranki), po którym kupiliśmy prezenty i zjedliśmy lunch w Burger King'u.

Genialne, prze-pyszne ciasto dostarczyła nasza ukochana Sweet Pasion. Dziękujemy! 
XXX  









Thursday, 2 September 2021

Muffiny bananowe na mące owsianej - bezglutenowe...



Składniki:
(na 12 sztuk)

100g niesolonego masła, stopionego
200g granulowanego cukru (daję mniej - okolice 150)
2 duże jajka, w temperaturze pokojowej
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
175g mąki owsianej
1 łyżeczka sody do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
140g greckiego jogurtu, naturalnego albo waniliowego
3 bardzo dojrzałe banany, zgnieciona widelcem na papkę

Rozgrzej piekarnik do 180stC i przygotuj blaszkę na muffinki z 12 papilotkami.
W dużej misce wymieszaj dokładnie stopione masło z cukrem. Następnie dodaj wanilię i jajka.
Wmieszaj mąkę, sól i sodę, a następnie (szybko i delikatnie) jogurt i banany.
Piecz około 18-20 minut, do czasu, aż będą złotawe, sprężyste w dotyku i bez resztek surowego ciasta na wbitej wykałaczce.

Najlepsze jedzone tego samego dnia.