Nie mam, niestety, ręki do chleba... Nie mam potrzebnej cierpliwości. Nie mam siły na zagniatanie. Nie mam czasu na czekanie... Ale, z pełna ironia tego stwierdzenia, dobry chleb uwielbiam! I nie potrzebuję do szczęścia nic więcej, jak tylko pajdę świeżego bochenka na zakwasie (z okolicznej piekarni) moczona oliwie (koniecznie extra virgine z pierwszego tłoczenia) z kropla dobrego balsamico...
Świeże drożdże sa mało znane w Anglii. Owszem, podobno używaja ich wewnętrzne piekarnie dużych supermarketów, ale charakterystyczne, niewielkie, zawinięte w sreberko kosteczki raczej nie goszcza codziennie w chłodziarkach. Dlatego, kiedy ponad rok temu (!) przed samym wyjazdem na wakacje, znalazław ów rarytas w lokalnym supermarkecie kupiłam od razu. Wrzuciłam do zamrażarki i... zapomniałam kompletnie! Pojawiły się one dopiero przy niedawnym, raczej panicznym sprzataniu rzeczonej zamrażarki. Powiem szczerze - wielkich nadziei nie miałam... Znalazłam prosty przepis na chlebek, rozmroziłam dwie 20g kosteczki i nastawiłam zaczyn. Nawet nie przygotowałam reszty składników - na wypadek padniętych drożdży. Ale, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, zaczyn nie tylko ruszył, ale wypieczony chlebek wyszedł idealny! Wyrośnięty, puchaty i pachnacy... Smakował i dzieciom, i mnie; pasował idealnie do dżemu, i do sera, i do wędliny... Na pewno wrócę do przepisu jeszcze nie raz!
Przepis (bardzo minimalnie zmieniony) z bloga Zabawa w gotowanie.
Składniki:
(na 1 większy bochenek; albo, jak u mnie, na 2 mniejsze)
Znakomity do mrożenia (zwłaszcza, jeśli robimy 2 bochenki na raz) - wystarczy ostudzony chlebek zawinać w kawałek papieru do pieczenia, a następnie w 2-3 warstwy folii kuchennej i włożyć do zamrażarki. Przed użyciem rozmrozić w temperaturze pokojowej przez 2-3 godziny.