Thursday, 3 March 2016

Bruksela - co jeszcze? Czyli nie samymi goframi człowiek żyje...

W Brukseli spędziliśmy 5 dni. I, o ile dzieci nie miałyby absolutnie nic przeciwko, musieliśmy pomyśleć o jakichś rozsadnych posiłkach, a nie żywićsię goframi...
Towarzystwo zdecydowało się na pizzę. Ja pamiętałam, że widziałam w okolicy Pizza Hut, więc zasiadłam do Internetu z celem jasnym i prostym: sprawdzenia menu. Okazało się jednak przy okazji, że restauracja ma bardzo, ale to bardzo kiepskie opinie pozostawiane przez klientów w sekcji komentarzy. To teraz co? Dzieciory głodne, nakarmić ich trzeba, to ryzykować i żałować, czy szukacć czegoś innego? 
Hm... Z mieszanymi uczuciami zajrzeliśmy do malutkiej pizzeri, na naszej uliczce, dosłownie 10 kroków od mieszkania. Ot, kilka stolików, malutki barek ze szklankami, w tle wielki piec na drewno do wypiekania pizzy. Menu też bez wielkich cudów: kilka rodzajów pizzy, troche makaronów, deserów i win. Zamówiliśmy 3 pizze (rozmiar standardowy i zawsze ten sam) - Margheritę, z grzybami i z krewetkami. Było PRZE-PY-SZNIE! Cieniutkie, idealnie upieczone ciasto i sos pomidorowy z delikatnym posmakiem oregano... Najedliśmy się po uszy, a dzieci ledwo wstały od stołu. 
Jeśli ktoś zgłodnieje w okolicy Rue du Marché aux Poulets, to polecam 'Pizza Pronto'. Jakie ceny? Za 3 pizze i 5 puszek coli zapłaciliśmy 37€. Sama pizza okolice 8-12€, makarony (obserwowałam sasiednie stoliki - porcje naprawdę sympatyczne!) okolice 8-10€.      





A jeśli ktoś, po solidnej porcji czekolady i gofrów, wciaż czuje, że ma ochotę na coś słodkiego, zapraszam do kawiarni sieci Häagen-Dazs. 
Podobna restaurację mamy w Londynie. W strategicznie turystycznym miejscu, jakim jest Leicester Square. Ceny niestety też turystyczne... Czasami, będac w okolicy, skusimy się na gałkę, czy dwie, bo wybór smaków jest naprawdę nieprawdopodobny i kuszacy, ale to by było na tyle... Na wakacjach obowiazuja oczywiście inne zasady. :) Na dodatek luty w Belgii do goracych nie należy i było po prostu miło zagrzać się w ciepłym wnętrzu.
Porcja deseru kosztuje okolice 12€. I, powiem szczerze, nie wiem, czy byłabym sama w stanie takie cudo skończyć. Zamówiliśmy 3 porcje i dzieciory ledwo, ledwo się uporały ze swoimi lodami. Jeśli komuś nie przeszkadza 'śmierć przez czekoladę' to będzie w niebie...
Kawiarnie można znaleźć w co najmniej kilku miejscach w Brukseli, a my zajrzeliśmy do tej przy wejściu do Les Galeries Royales Saint-Hubert.





Niedaleko od domu znaleźliśmy również bardzo, ale to bardzo sympatyczna cukierenke. Maja w ofercie tak naprawde tylko dwa produkty: beziki, otoczone bita śmietana i posypane kokosem, lub czekolada, oraz większe, lub mniejsze brioszki. Dziewczyny wyjmuja z piekarników świeżutkie i pachnace wypieki na bieżaco - dosłownie kilka-kilkanaście jednorazowo. Tylna część jest otwarta i oszklona, i można podgladać cały proces produkcyjny. Mój polski zmysł praktyczności podpowiadał mi, że ktoś znalazł po prostu znakomite wykorzystanie dla żółtek pozostałych po produkcji bez, albo odwrotnie - dla białek zalegajacych po upieczeniu brioszek...
:)
Aux Merveilleux de Fred na rogu Grasmarkt Straat i Petite Rue au Beurre.




Co jeszcze? Zajrzeliśmy na pchli targ na Place du Jeu de Balle. Klimatyczne miejsce, gdzie można znaleźć dosłownie wszystko. Od talerzy, łyżeczek, przycisków do papieru, przez okazy starej broni, płyty analogowe, stare lalki, zabawki i meble, aż do ubrań i afrykańskich masek. Jest jednak jedno wielkie i znaczace 'niestety' - nigdzie nie ma cen... Każdy woła taka cenę, jaka uważa dany naiwny turysta jest w stanie zapłacić. Do tego woła po francusku, a czasami po arabsku, więc trzeba się naprawdę pilnować. Mnie i dzieciom wpadło w oko kilka drobiazgów, ale nie ryzykowaliśmy zakupów. To zostawiam osobom naprawdę doświadczonym, które wiedza dokładnie ile każdy przedmiot może być ewentualnie wart.




Niedaleko od pchlego targu, już w drodze powrotnej, przypadkiem i bez planu, zajrzeliśmy na bardzo nietypowy i bardzo ekologiczny market. Widywałam takowe, opisane i obfotografowane na amerykańskich blogach, ale nigdy nie miałam szansy i okazji zobaczyć. Otóż opakowania, zwłaszcza plastikowe, sa ograniczone do minimalnego minimum. Owoce i warzywa można wybrać z papierowych skrzynek i zabrać do domu w papierowych pudłach, lub torbach; soki, oliwę i wina kupuje się w szklanych butelkach - takich ' z kaucja', które można napełniać z wielkich pojemników opatrzonych w kraniki i płacić tylko za zawartość; suszone owoce i orzechy stoja w beczkach i można nabierać je do papierowych torebek. Tłoczno było, oj było. Bardzo dużo ludzi wygladajacych na właścicieli kawiarenek, lub restauracji i zabierajacych całe pudła towaru, sporo mam z wózkami, robiacymi podstawowe, domowe zakupy. Ceny? Powiem szczerze - nie kosmiczne. Zwłaszcza owoce i warzywa wydały mi się naprawdę realne. Pięknie wypieczone chleby w cenie supermarketowych. Specjalistyczne, organiczne herbaty - drogie (około 5€ za opakowanie), ale one generalnie takie bywaja... Nienawidzę plastiku i unikam torebek, toreb i pudełek kiedy tylko mogę. Na pewno ucieszyłabym się z takiego marketu w okolicy.
:)   




Dodatkowo:
- w podstawowe produkty zaopatrywaliśmy się w lokalnych supermarketach - i te zakupy wydawały mi się drogawe - kupuję mleko w cenie 1£ za 2 litry, tymczasem litrowy karton kosztował nas 1.99€; chleb to samo - okolice 3€, w domu płacę 1£; nie mam oczywiście pojęcia jak te ceny odnosza sie do belgijskich zarobków, jest to tylko moja turystyczna opinia;
- jeśli chodzi o zakupy - nie zachwyciłam sie niczym na tyle, by kupowacć w szale i ciagnać za soba do domu; wino polecam - ogromny wybór i znakomite ceny - juz od poniżej 3€;
- nigdzie, ale to nigdzie nie spotkałam się z tak uprzejmymi kierowcami: kilkakrotnie samochody zatrzymywały się dla nas, kiedy CZEKALIŚMY NA CZERWONYM ŚWIETLE!!! Absolutnie nie było potrzeby, staliśmy spokojnie, czekajac na przejazd aut, które miały ZIELONE ŚWIATŁO! 
:) 


No comments:

Post a Comment