Etyczny i środowiskowo przyjazny Oddbox jest z nami już niemal 2 lata. Po kilku eksperymentach udało mi się w końcu znaleźć dostawowy 'złoty środek': jednego tygodnia dostajemy pudełko owców, kolejnego - średnie pudełko warzyw.
Nie ukrywam - cały schemat polega niejako na loterii, bo nigdy do końca nie wiadomo, co wyląduje na naszym progu. W czasie lockdown'u, kiedy restauracje i kawiarnie były zamknięte, producenci mieli nadmiar nietypowych warzyw - z przyjemnością używałam np. generalnie rzadkiego i trudno dostępnego czosnku niedźwiedziego. Kolejnym elementem wpływającym na dostawy był niedawny Brexit (opóźnienia na granicach), oraz nagłe uderzenie zimy i bardzo zimnej pogody w Hiszpanii (główny producent i dostawca całorocznych, supermarketowych podstaw, jak pomidory, ogórki, czy cukinie).
U nas z owocami nie ma problemu - dzieci zjadają każdą ilość i to w zastraszającym tempie. A co z warzywami? Na szczęście można na tydzień-dwa wcześniej sprawdzić, co mniej-więcej dostaniemy, i spokojnie zaplanować kilka posiłków. Kalafior? Będzie pyszny zapieczony z beszamelem, makaronem i serem. Ziemniaki? Frittata! Buraczki i marchewki? Zamarynujemy!
Mnie cały program bardzo odpowiada i się podoba. Pod koniec poprzedniego, 2020, roku dostałam nawet bardzo zachęcającego maila z podsumowaniem, ileż to owoców i warzyw udało mi się ocalić od wyrzucenia - zdjęcie.
I wszystko bardzo dobrze. I świetnie, że ktoś o czymś takim kilka lat temu pomyślał.
Natomiast osobiście przychylam się do dość głośnej opinii wyrażanej coraz częściej i gęściej:
Ja bez żadnego problemu, bez kręcenia nosem, krzywienia się i skarżenia kupię w moim lokalnym supermarkecie małe jabłka, krzywe ogórki, wielkie gruszki i miniaturowe kalafiory; i upiekę z przyjemnością przebarwione pietruchy i nietypowe buraczki. Po prostu. I w absolutnie żadnym stopniu nie będzie mi przeszkadzała ich supermarketowa niewymiarowość i brak wpojonej w nas latami jednolitości...
(KLIK)