Tuesday 17 August 2010

'Moja Droga B.' K. Janda

Bardzo lubie opisy jedzenia i wyczynow kulinarnych. Oczywiste, prawda? Poluje na takowe w ksiazkach slynnych ludzi. 'Celebrytow'... :) Dostalam z Polski ''Moja droga B.'' Krystyny Jandy i sie zachwycilam! Cala ksiazka sie zachwycilam, bo czemu i nie, skoro jest swietna? Ale i opis jedzenia jest:
''Nie bardzo umiem gotowac i moim jedynym popisowym daniem do dzisiaj byly zeberka po amerykansku. Uwielbiam zeberka, podczas kazdego mojego pobytu w Ameryce zazeralam sie nimi od rana do wieczora, choc zawsze znalazl sie uprzejmy ktos, kto mnie poinformowal, ze to zeberka specjalne, ze zwierzat hodowanych specjalnie na bekon i zeberka, a w ogole to najlepiej smakuja baby ribs - zeberka dzieciece, zeberka z dzieci tych zwierzat. Koniec. Nigdy juz nie zjem dziecka krowy ani swini. Koniec z tym.A teraz podaje Ci przepis na moje amerykanskie zeberka i zapomonam o nim raz na zawsze: bierzesz mozliwie najchudsze zeberka. Nacierasz je czosnkiem, smarujesz miodem i wiecej nie robisz nic, nie solisz, nie pieprzysz, wkladasz je do lodowki. Nastepnego dnia, okolo godziny przed podaniem, wkladasz je do rozgrzanego piekarnika i znow nie robisz nic. To znaczy, mozesz je co jakis czas polewac tym, co sie z nich wytopi, ale jak Ci sie nie chce, to nie musisz - i tak beda smaczne. Potem, kiedy sa gotowe, znow nie robisz nic, wlewasz tylko do nich butelke ketchupu, rozbeltujesz go z tym sosem, co sie sam pod nimi zrobil, i koniec. Pycha. Robie je sama, a mimo to sa dobre. I oswiadczam: NIGDY WIECEJ!''

Ciekawe, czy pani Janda slowa dotrzymala? Z tym 'nigdy wiecej'? Ja tez tak mam: poczytam, poslucham, a potem probuje zrobic zakupy zgodnie z wytycznymi. Hm... Jak tunczyk, to tylko polawiany bez szkody dla delfinow, jak jajka, to tylko wolnowybiegowe... A, niedawno pojawily sie jeszcze 'barn', czyli co? Ze stodoly? Ze te kuraki niby wolno sobie lataja, ale nie calkiem wolno, bo tylko po stodole? Kolejne utrudnienie! Kur uczuciami nie darze, zawsze wydawaly mi sie nieco obce i niekomunikatywne, z tym blyskiem zlosliwosci w malych oczkach. Zwlaszcza u kogutow na podworku u babci... Jednak wizja spedzenia przez nie calego krotkiego zycia w klatce wielkosci kartki A4 nie przemawia do mnie. I jajek oznaczonych 'od klatkowych niosek' bym nie przelknela! Do tego dochodzi: czekolada tylko z kakao pozyskiwanego etycznie -'fair trade', taki sam cukier - bialy i ciemny, oraz owoce i warzywa z jak najmniejsza iloscia przebytych mil. Chodzi o emisje dwutlenku wegla do atmosfery: im blizej, tym mniej. Czyli jak pomarancze to z Hiszpanii, a nie z Afryki Poludniowej, jak marchewka, to rodzima, a nie z Hiszpanii, jak jablka to lepiej z Polski, niz z Nowej Zelandii, na przyklad... Przyklady mozna mnozyc i lista rosnie: jak jogurty, sery i mleko, to od malych, niezaleznych producentow, a nie od wielkich koncernow; jak kosmetyki, to nie testowane na zwierzetach i lepiej z malych firm, a nie od miedzynarodowych gigantow; jak mieso..., jak chleb..., jak...
Tylko jeden problem: moje zakupy wydluzaja sie coraz bardziej! Musze przeciez przeczytac kazda metke, prawda?

No comments:

Post a Comment