Kolejne wybory prezydenckie w USA oznaczaja u nas tylko jedno: kolejne urodziny Samiry. ;):):))))) A date, kiedy Barack Obama zostal prezydentem, tj. po raz pierwszy, bedziemy pamietac na zawsze. :):):))))))))
Jak zawsze obiad i krojenie ciasta w malym gronie.
I, jak zawsze, postawilam na dania 'piekarnikowe', bo mozna bez problemu zsynchronizaowac wszystkie potrawy, wyjac i podac je jednoczesnie. Zostaje tylko pokrojenie i zalanie sosami salatek:
- pieczony udziec jagniecy, bez kosci - natarty czosnkiem i oliwa, posypany sola, pieprzem i suszonym rozmarynem; zamarynowany przez 1-2godziny, doprowadzony do temperatury pokojowej, a potem pieczony najpierw bez przykrycia przez 30-40min w 210stC, a nastepnie przykryty kawalkiem folii aluminiowej i pieczony kolejnych 1,5-2godz. w 150-160stC;
- pieczone nowe ziemniaczki - przekrojone na polowki, wrzucone do miski z oliwa, sola i pieprzem, dobrze wymieszane i pieczone w 180-190stC przez okolo 45-60min;
- najprostsza salatka z pomidorow, ogorka, odrobiny cebuli i czarnych oliwek, polana w ostatniej chwili sosem vinaigrette z 3 lyzek oliwy, 1 lyzki octu winnego, odrobiny soli i pieprzu do smaku, zamknac w sloiczku i dac dziecion do wytrzasania, az powstanie gladka emulsja;
- prosta salatka z salaty lodowej polanej jogurtowym sosem slodko-kwasnym, wdziecznie zwanym w okolicy, z ktorej ten pomysl dawno, dawno, bardzo dawno temu podpatrzylam, 'poliwojem' :) - 2 czubate lyzki jogurtu greckiego wymieszac z odrobina octu winnego i cukru, sprobowac i dodac ewentualnie jednego, lub drugiego; trzeba tylko pamietac, ze wmiare, jak cukier rozpuszcza sie w jogurcie sos zmienia odrobine smak;
- grapefruit crush do picia.
Milo bylo.
A nastepnego dnia, zamiast odpoczac po wrazeniach, zabralam sie do kolejnej porcji pieczenia...
Angielskie szkoly i przedszkola maja bardzo rozne polityki dotyczace obchodzenia przez dzieci urodzin.
Khodor, szczesciarz, mial podwojne 4 urodziny: jedne w domu i jedne w przedszkolu. Jako, ze stosowali zasade 'wszystko bez cukru', mamy przynosily worki owocow (swiezych i suszonych) na male 'przyjecie', a po zmuchnieciu swieczek wychowawczynie kroily ciasto na male kawalki, by kazde dziecko moglo zabrac ze soba do domu, a wiec ostateczna decyzja nalezala do rodzicow.
Samira juz tyle szczescia nie miala. :) Jej przedszkole ma zasade 'my nic ludziom rozdawac nie mozemy' :), ale nie ma sprawy, odspiewamy 100 lat, a mama moze przyniesc ciasto i sama rozdac dzieciom... Oj...
Wymyslilam, ze pojde niejako na latwizne: nie bardzo chcialo mi sie bawic z krojeniem i rozdawaniem ciasta, dlatego, w przeblysku mentalnej jasnosci, zdecydowalam sie na cupcakes. Odpowiednio wczesniej, w lokalnym supermarkecie, zaopatrzylam sie w potworne ilosci: drobnego cukru, margaryny do pieczenia, maki self-raising, cukru pudru, kolorowej posypki i papilotek muffinkowych. Z The Cake & Bake Show przywiozlam bardzo potrzebny czerwony barwnik w formie pasty. A przez e-bay i amazon zamowilam zestaw do ozdabiania ciast (wreszcie!), plastikowe pojemniczki na pojedyncze ciastka i jadalne, bo wydrukowane na oplatku, kolorowe motylki...
Mozna zaczynac...
Ciasto:
(na 12 sztuk, ja pieklam wszystko x 3, zeby dla nikogo nie zabraklo i w razie jakichs nieprzewidzianych sytuacji)
Rozgrzac piekarnik do 180stC (160stC z termoobiegiem). Wylozyc blaszke muffinkowa 12 papilotkami. W sporej misce ubic mikserem 125g niesolonego masla ze 125g drobnego cukru do wypiekow, az do uzyskania kremowej i lekkiej masy. Wbic 2 jajka (po jednym!), ubijajac caly czas - jesli masa zaczyna sie brzydko zserzac dosypac 1 lyzke maki self-raising z przygotowanych 125g. Ubijac do uzyskania kremowego, gladkiego ciasta. Rozkladac do papilotek (do okolo 1/3 wysokosci) i piec przez 20min. Zostawic na kratce do calkowitego ostudzenia.
Masa - krem:
(1 porcja wystarcza na spokojne ozdobienie okolo 12 (bardzo hojnie) - 17 (mniej hojnie, ale wciaz slodko) sztuk; ja robilam x 2)
W misce ubic do miekkosci 150g masla, dodac 300g cukru pudru i kilka kropli ekstraktu waniliowego. Wymieszac lyzka, az do polaczenia skladnikow - nienawidze slodkiej cukrowej chmurki, ktora unosi sie przy probie ubijania od razu mikserem, stad ta rada. Dalej ubijac mikserem - powinna powstac gladka, kremowa i lekka masa. Dodac odrobinke, doslownie tyle, ile na koncu noza, barwnika w paście. Ubic jeszcze raz, sprawdzajac, czy kolor jest odpowiedni. Odstawic na okolo godzine do lodowki - mozna uzywac od razu, ale ja wole twardsza mase, bo ladniej, lepiej trzyma ksztalt.
I juz mozna ozdabiac wystudzone ciastka!
:):):)))))))))))))))
Prosze bardzo, pelna akcja:
Gotowe lalunie czekaja w lodowce na swoja porę:
I gotowe do drogi:
Powiem szczerze - mam dosyc!!!
Dzisiaj obiad 'na winie', tj. co sie nawinie, to na obiad, a jutro zabiore po drodze z pracy pizze... Nie chce widziec kuchni na oczy przez kilka dni...
;):):):))))))))))))))))))))
A kolejny maraton juz za.. 2 tygodnie, tj. na urodziny Khodor'a...
No comments:
Post a Comment