Mam bardzo silne podejrzenie, że kiedy Amerykanie wspominaja w przepisach 'pureé dyniowe' maja raczej na myśli poręczna puszke marki Libby's, niż czasochłonne obieranie, duszenie i miksowanie przyniesionej ze sklepu dyni... Dlatego, kiedy po niedawnej przeprowadzce, doprowadzałam do porzadku nagromadzone w szafkach zapasy charakterystyczne opakowanie zwróciło moja uwagę... A co jest lepszym lekiem na brak odrobiny popołudniowej słodyczny w życiu, niż muffinki?
:)
Przepis znalazłam na blogu Mirabelki. Wyszły puchate, wilgotne i zjadliwe. Niestety z bardzo lekkim posmakiem dodanej sody, co nie każdemu odpowiada.
Składniki:
(na 12 sporych sztuk*)
* wolę nieco mniejsze muffinki i moim zdaniem spokojnie wyszłoby nawet 18 mniejszych sztuk (albo 12 mniejszych i 24 malutkie) - nagrzałam już mały, pojedynczy piekarnik i przygotowałam tylko 12 papilotek, a okazało się, że mam całkiem sporo ciasta, więc nie było wyboru.
No comments:
Post a Comment