Opinie dotyczaca ksiazki F. Dunlop (jesli ktos ma pojecie, jak po polsku odmienic imie 'Fuchsia', bardzo zazdroszcze; mnie sie nie udalo...) znalazlam na blogu polskojezycznym. Dlatego jestem niemal pewna, ze ten tylul jest dostepny na polskim rynku. Ja prawde powiedziawszy wole czytac ksiazki anglojezycznych autorow w oryginalnym jezyku, dletego nie kupuje przetlumaczonych wersji. Zreszta, nie zawsze mam mozliwosc zakupienia, lub sprowadzenia wybranej ksiazki...
Ale do rzeczy...
Fuchsia Dunlop pisze o Chinach. O calej chinskiej, skomplikowanej i wszystkozernej kulturze tamtejszego jedzenia. O tradycji, o zmianach, ktore przyniosly ostatnie dwa, moze trzy, dziesieciolecia. O zagrozeniu dla srodowiska i zasobow naturalnych innych krajow, ktore jest o tyle realne, o ile prawdziwy jest chinski apetyt na zagrozone gatunki zwierzat.
'Shark's fin & Sichuan pepper' przeczytalam z prawdziwa przyjemnoscia. Fuchsia, w celu jak najglebszego poznania kraju, nauczyla sie jezyka, mieszkala w Chinach, uczyla sie w tamtejszej szkole gastronomicznej i pojadala niemal wszystko, co do pojadania dostala. W pewnym momencie zastanowilam sie, czy ja sama mialabym na tyle samozaparcia i wytrwalosci, by podjac podobne wyzwanie? Nawet, jesli chodziloby o nieco bardziej sasiedzkie, europejskie powiedzmy, srodowisko... Na pewno nie! No, moze 10-15 lat temu... Dlatego wnikliwe spojrzenie na ta odlegla kulture, ktore oferuje Fuchsia Dunlop, jest niezwykle cenne.
I jeszcze tylko kilka wybranych z ksiazki urywkow.
Dlaczego Chinczycy maja takie, a nie inne podejscie do zwierzat, czesto uznawane przez Europejczykow za okrutne?
"In English, as in most European languages, the words for the living things we eat are mostly derived from the Latin anima, which means air, breath, life. 'Creature', from the Latin for 'created', seems to connect animals with us human beings in some divinely fashioned universe. We too are creatures, animated. In Chinese, the word for animal is dong wu, meaning 'moving thing'. Is it cruel to hurt something that (unless you are a fervent Buddhist) you simply see as a 'moving thing', scarcely even alive?"
Czy Chinczycy widza nawyki zywieniowe z Zachodu, podobnie, jak my, Europejczycy, widzimy chinskie zwyczaje? Mozna powiedziec, ze mniej wiecej tak samo... Nawiasem mowiac, czytalam ten rozdzial czekajac na umowione spotkanie ww wczesnie owartej kawiarni. Moimi sasiadami byla rodzina chinskich turystow, popijajacych kawe i pojadajacch jakies typowo poranne ciastka. Na specjalnie zachwyconych nie wygladali... :)
"One elderly man I met recalled his horror at having been served with a soft-boiled egg for breakfast during his visit to Hong Kong: 'It was still raw inside!' he said, still incredulous after about fifteen years. 'I hardly dared touch it!' "
Chinskie zwyczaje dotyczace zmarlych sa zdecydowanie ciekawsze, niz europejskie. Kto zreszta nie pamieta filmu animowanego 'Mulan'?
"Dead people need material things just as the living do: clothing, money, and, those days, even mobile telephones. At funerals, relatives of the deceased burn paper effigies of all those objects, sending them heavenwards in a cloud of smoke. Special shops for mourning goods sell cars, washing machines, watches, and mobile phones, all made out of cardboard and coloured paper."
I wyglada na to, ze kazdy, nawet zawodowo zjadajacy absolutnie wszystko dziennikarz kulinarny, moze i miewa swoje chwile slabosci. I dania, ktorych bedzie unikac w miare mozliwosci i za wszelka cene:
"After all my gastronomic adventures, there is only one thing that I really dislike eating, and that is the digestive apparatus of the pig and other large animals. I've eaten tripe and chitterlings enough times to feel that I am not prejudiced against them - I eat them with an entirely open mind, and still I hate them. Their textures don't bother me at all. What I find loathsome is their rank, stealthy taste, that insidious reek of digestive juices that no amount of garlic or coriander can dispel. It stirs up in me a profound, visceral anxiety that I cannot quite explain."
I na koniec. Ja sama nie jestem wegetarianka, na pewno nie weganka, za miesem natomiast nie przepadam i, jesli mam wybor i ciekawy pomysl na obiad, wybiore raczej wersje wege. Nie wierze oczywiscie w zwierzecy 'sad ostateczny', natomiast uwazam, ze powinnismy brac odpowiedzialnosc za wlasne akcje. I, jesli wybieramy kurczaka na obiad, albo cielecine na kolacje, to powinnismy przynajmniej pomyslec o hodowlach o nieprawdopodobnie niskim wspolczynniku etycznosci, gdzie zwierzeta nie maja dostepu do swiezego powietrza i mijsca na rozprostowanie nóg...
"A vegan friend of mine once told me that all the animals I'd eaten in the course of my life would sit in judgement over me after I was dead. 'Most people,' he said, 'would just have a row or two of judges: a cow and a pig, a sheep and a chicken. But you - imagine them, Fuchsia, they'd be like the audience in a football stadium tier upon tier: civet cats, snakes, frogs, fat-tailed sheep, muntjac, eels, etc. etc."
Generalnie: ksiazke bardzo polecam, mnie samej podobala sie bardzo. Nie moge niestety wypowiedziec sie na temat polskiej wersji jezykowej. Ale, jak zawsze, polecam przed zakupem przysiasc na podlodze w ksiegarni, i poczytac, przynajmniej 'z grubsza', zanim zdecydujemy sie na zakup.
:)
No comments:
Post a Comment