Saturday, 8 November 2014

...I 6 urodziny w domu... :)


Teoretycznie moglam spokojnie zrobic jeden urodzinowy wpis... Teoretycznie moglam i teoretycznie spokojnie... Niestety Zosina ma najnowsze zamilowanie - Peppe Pig. I za kazdym razem, kiedy ktokolwiek zasiada do laptopa, dziecko kochane chrumka maniakalnie dopoki nie zobaczy na ekranie ulubionej kreskowki...  A, ze ma zacięcie zwykle po kilku minutach wydawania upierdliwych dzwiekow kazdy kapituluje...
:)
6 listopada, urodziny Samiry, wypadly w czwartek. Dlatego od samego rana utknelam w kuchni. Najpierw wielka partia pieczenia do szkoly, potem reszta - na przyjecie w domu. Bo dziecko rosnie, w szkole ma znajomych, swieczki chce zdmuchnac w towarzystwie kolezanek raczej, niz mamy i taty... I dobrze. Tylko kiedy wszystko razem trzeba zorganizowac jednego dnia zamrazarka, lodowka i podwojny piekarnik bardzo sie przydaja...
Tort: Samira zazyczyla sobie czekoladowy z Lentilkami. Różowymi. Czemu nie? Wykorzystalam ciasto hiper-czekoladowe, zamieniajac tortownice 20cm na blaszke kwadratowa 23cm. Wyszlo idealnie, jak chcialam - latwe do pokrojenia ciasto, pokryte gruba warstwa pysznego kremu.
A do jedzenia? Zalozenie bylo takie: dzieci bedzie sporo, wszystkie zaraz po szkole, wszystkie pewnie glodnawe, a ja nie bede w stanie nakladac kazdemu porcji czegokolwiek. Dlatego zdecydowalam sie na bufet i 'finger-food', do pojadania bez widelcow. Dodatkowo - pewne dania udalo sie przygotowac wczesniej i przechowac zamrozone, lub w lodowce, a dokonczyc/odgrzac tuz przed przyjsciem gosci. Mielismy wiec: galaretki - dwukolorowe, czyli dwusmakowe; kawalki kurczaka smazone w bulce tartej; miniaturowe kotleciki wegetarianskie(z ciecierzycy, 20 malutkich zamiast 4 sporych); cookies z kokosem i biala czekolada; koreczki warzywne - kawalki zielonego ogorka, czerwone pomidorki koktajlowe i żółta papryka okazaly sie bardzo popularne; zawijane kanapki (w miekkie tortille) z ulubionym tunczykiem, oraz z serem i kurczakiem udajacym szynke; miniaturowe cupcakes waniliowe i czekoladowe, z kleksem bialej czekolady i maciupkim serduszkiem na wierzchu (z 1/2 podstawowego przepisu wyjdzie okolo 20); koreczki owocowe - w listopadzie nie mam niestety pola do popisu, ale dwukolorowe winogrona i puszkowany ananas sprawdzily sieswietnie; do tego chrupki (nie za wiele) i picie z dziecioodpornymi zakretkami. Gotowe!   

Do tego wystarczylo dorzucic kilka gier: musical statues, gdzie dzieci skacza i tancza przy muzyce, a po jej ustaniu musza zatrzymac sie w jakiejkowiek pozycji i nie ruszac; pass the parcel, gdzie dzieci siedza w kole i podaja sobie przy muzyce paczke owinieta warstwami papieru, kazda warstwa zawiera albo zabawke, albo (jak u nas) zadanie do wykonania, gdy ustaje muzyka kolejne dziecko rozdziera kolejna warstwe papieru, wykonuje zadanie i dostaje czekoladke, lub zabawke; i poszukiwanie skarbu - ukrylam w mieszaniu paczki ze slodyczami i kolejne wskazowki, jak dotrzec do skarbu, rodzielilam dzieci na druzyny i... bylo 10 minut spokoju! 
:)
Potem Samira zdmuchnela swieczke, zjedlismy po kawalku tortu i... Przetrwalismy! Kolejne przyjecie juz... za dwa tygodnie.


No comments:

Post a Comment