Bo to jest tak: człowiek jakoś się trzyma, czekolady nie tyka, w sklepie tylko na warzywa spoglada, a potem lokalne, najlokalniejsze, tuż pod nosem i zaraz za zakrętem Tesco promocję robi. I co? 12 ogromnych, wielkanocnych, hiper-czekoladowych jajek laduje w szafce... Niby dzieci zjedza, ale w międzyczasie pokusa jest? Jest!
Innym razem zajrzeliśmy do McDonald'a. Po pływaniu. Dziecki kalorii straciły wiadra całe i poprosili o lody. A, czemu nie? Złożyłam zamówienie - na wielkim, dotykanym ekranie z obrazkami, bo tacy jesteśmy u mnie na wsi nowocześni, po czym posadziłam towarzystwo w samym oknie, żebym ich widziała, i poleciałam do drogerii naprzeciwko. Wręczyłam receptę i czekałam na leki. Kompletnie bezmyślnie gapiac się na najbliższa półkę. Aż do mnie dotarło, że gapię się akurat w temacie, bo na woreczki z dziecinnym jedzeniem. A tu Didi w okolicy rozpoczęcia rozszerzania diety. To poczytałam. Fajnie! Organicznie, bez dodatków żadnych. Jak batat z borówkami, to batat z borówkami. Jak pietrucha z marchewka, to pietrucha z marchewka. Żadnych numerowanych dopełniaczy smaku, żadnych konserwantów. Chylę czoła. Zaimponowane oficjalnie... Fajnie tak, zdrowo i organicznie. Tak powinno być!
Odebrałam leki, zebrałam dziecki i polecieliśmy z makdonaldowymi lodami do domu. I oczywiście Didi pojadał co? Ano te lody... Siedział bidok na podłodze wlepiajac w nas wielkie oczy, to co? Nie dam mu polizać?...
Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane...
:)
Przepis z bloga Magazyn Kuchenny.
Składniki:
(na 12 sztuk)
No comments:
Post a Comment