Kolejna ksiazka autorki przesiedlonej z kraju do kraju. Szaro-codziennie, karierotworczo i kulinarnie oczywiscie. Poprzednio byla to Angielka poznajaca Chiny. Tym razem: Polka podbijajaca Toskanie.
Jesli szukacie jeszcze ostatnich prezentow gwiazdkowych, a na liscie znajduje sie osoba lubiaca i kuchnie, i podróże, to warto zajrzec do najblizszej ksiegarni i sprawdzic, czy ksiazka Aleksandry Seghi jest w ofercie. Sympatycznie napisana. Ladnie wydana. Na pewno sprawi radosc niejednej osobie.
Ja osobiscie identyfikuje sie z autorka z bardzo prostego powodu: nasze prywatne sytuacje sa bardzo podobne. Ja rowniez wyjechalam z kraju, wiele lat temu, nie w poszukiwaniu przygody, ale innego, pewniejszego stylu zycia.
Aleksandra pisze o sytuacji emigrantow przed wejsciem Polski do Unii Europejskiej - w Wielkiej Brytanii tez bylo nieciekawie... Pisze o wyobrazeniu Polakow na temat zycia poza granicami:
"Kiedy jestem w Polsce, czasem ktos mnie zapyta, gdzie mieszkam. Slyszac odpowiedz 'W Toskamii', zazwyczaj otwiera szeroko usa i mowi: 'Ale ci zazdroszcze!'. Byc moze staja mu wtedy przed oczami przepiekne wzgorza, na ktorych stoja stare, wiejskie domy, obecnie przeksztalcone w wille bogaczy (i nalezace w wiekszosci do obcokrajowcow). Moze mysli, ze jedno z takich domost nalezy do mnie. Jest jednak troche inaczej. Mieszkam w malym bloku (tak, w Toskanii rowniez sa bloki!) na obrzezach miasta. Nie jezdza alfa romeo, tylko korzystam ze srodkow transportu miejskiego, albo po prostu wyciagam z piwnicy rower (pamietajacy jeszcze moje szkolne lata)."
Dokladnie taka sama sytuacja dotyczy osob mieszkajacych w Londynie. Kilka lat temu, najprawdopodobniej nakarmiona telewizyjnymi wizjami kamienic z dzielnicy Fulham, Chelsea i Kensington, odwiedzajaca mnie kolezanka zdziwiona skomentowala: 'Ojej, ja sobie wyobrazalam, ze mieszkasz w wielkim mieszkaniu!'. Nie, nie mieszkam. Wielkie mieszkanie, w wielkim miescie, to wielki koszt. Po prostu...
I jeszcze jeden cytat:
"Kiedy pracuje na targach, Polki te nierzadko zatrzymija sie przy moim stoisku. Czasem zagaduje do nich uradowana na widok znajomych twarzy. Czesto jednak wyrazaja zdumienie, za zajmuje sie handlem, zupelnie, jakby ich calodzienna opiea nad staruszkami, czasem przykutymi do lozka, byla lzejsza i sympatyczniejsza praca. Wtedy wole nie wdawac sie z nimi w dyskusje."
Ja czesto miewam dokladnie te same sytuacje. Zdziwione spojrzenia, kiedy mowie, ze pracuje dla duzej firmy i place podatki. Przeciez o wiele lepiej jest dostac twarda gotowke do reki, prawda? Za sprzatanie, pranie i zmywanie u jakiejs rodziny, hm? Ja tez nie wdaje sie w dyskusje, za to bardzo czesto rzucam komentarze w rodzaju: 'O, dostalam jeszcze doplate za niewykorzystane wakacje! Jak milo! Nie spodziewalam sie!'. Praca na czarno takie niespodzianki oczywiscie wyklucza calkowicie...
Co jeszcze, oprocz obserwacji z zycia codziennego zawiera ksiazka? Przepisy! I to sympatyczne. Malo skomplikowane i z dostepnych skladnikow. Kilka juz zaznaczylam i na pewno wykorzystam. A opisy przygotowania karczochow sa tak entuzjastyczne, ze kupilam nawet opakowanie zamrozonych i sprobuje przekonac sie do tych nietypowych warzyw (?).
Czego zazdroszcze autorce, to wnikliwa znajomosc okolicy, w ktorej mieszka. Malych miasteczek, ukrytych turystycznych atrakcji i corocznych targow. Jesli kiedykolwiek bedzie mi dane, na pewno posluze sie ta wiedza, jako przewodnikiem po Toskanii...
Ksiazka jest zdecydowanie warta, co najmniej, przejrzenia...
:)
No comments:
Post a Comment