Monday 29 February 2016

Bruksela - zwiedzanie z dziećmi i ceny...



Do Brukseli wybraliśmy się pociagiem Eurostar. I był to strzał w 10! (KLIK)
Na poczatek - miła niespodzianka! Okazało się, że  mieszkamy o 2 minuty drogi od słynnego Grand Place! Wielki Plac wpisany został na listę UNESCO i zawiera ratusz miejski, muzeum miasta Brukseli, oraz siedziby różnych cechów. I trzeba przyznać, że kamienice sa przepiękne, a ozdoby i wykończenia budynków spektakularne. Co 2 lata, w sierpniu, pojawia się w jego centrum kwiatowy dywan o powierzchni 1800 metrów kwadratowych - atrakcja przyciagajaca wielu turystów.





Myślę, że słabość mieszkańców Brukseli do sikajacych rzeźb jest powszechnie znana... :) Żywia oni na tyle mocne uczucia, że niemal 400 letni Manneken Pis został symbolem miasta. Sikajacy, nagi chłopiec spoglada z setek pocztówek, lodówkowych magnesów i miniaturowych rzeźb w każdym sklepie z pamiatkami. Samira była zachwycona! Dlatego, kiedy dotarliśmy do słynnej rzeźby i okazało się, że jest ona akurat ubrana w serbski narodowy strój, dziecko moje nie kryło rozczarowania... Kilka dni później sytuacja wygladała o wiele lepiej...
Ale to jeszcze nie wszystko. W przeciwnym końcu Grand Place, w malutkiej uliczce znajduje się jeszcze jedna sympatyczna fontanna, a wrzucenie do niej monety na gwarantować szczęście w zwiazku. Jeanneke Pis to... sikajaca dziewczynka! Zaledwie 30-letnia 'siostra' słynnego poprzednika. Ja myślałam, że mój iPad oszalał, kiedy poprowadził nas coraz głębiej w gaszcz malutkich, pełnych restauracji uliczek, ale tak ma być!     





MOOF, czyli Museum Of Original Figurines, to niejako sentymantalna podróż do wspomnień z dzieciństwa. Mojego. Bo już urodzone w latach 2000 dzieciory nie maja pojęcia kim jest Lucky Luck, Tin Tin, czy Asterix. Smurfy znaja, zgadza się, ale to raczej dzięki filmowi z 2011 roku, niż ogromnej kolekcji komiksów Peyo. Mnie podobało się bardzo, a dzieci, jak to dzieci - szybko złapali bakcyla. Ponieważ byliśmy rano i kompletnie poza sezonem było cichutko i niemal pusto. Spokojnie zjedliśmy po ciachu ogladajac włoskojęzyczna wersję kreskówki 'Asterix i Kleopatra' z 1968 roku. W salce kinowej - fotele z nazwiskami Peyo, Uderzo i Goscinny, pochodzace z oryginalnego kina, w którym twórcy ogladali pierwsze wersje adaptacji filmowych swoich komiksów.
Ceny: dorosła osoba 10€, 10-18 lat - 6€, do 10 lat - 3€, a poniżej 3 lat - bezpłatnie. Sklepik z pamiatkami oferuje komiksy, ksiażki, figurki i pluszaki. Ubikacje dostępne. Brak kawiarenki, czy miejsca do zjedzenia zabranych ze soba kanapek. 







Katedra Świętego Michała i Świętej Guduli jest piękna i monumentalna! Odpowiednik londyńskiej katedry Westminster, świadkuje królewskim małżeństwom, chrzcinom i pogrzebom. Warto zajrzeć - zejście do podziemi płatne 1€ od osoby, można zapalić świeczkę w intencji - 1€ i obejrzeć przepiękne witraże. Dostępna bodaj od 7.30 rano, aż do 18.00 - ochrona zaczyna gasić światła i dyskretnie kierować zwiedzajacych do wyjścia na około 5 minut przed zamknięciem.  




Pałac Królewski. Dostępny dla zwiedzajacych latem, kiedy król przebywa gdzie indziej, i najwyraźniej bezpłatnie. 



Budynek Parlamentu Europejskiego. Zobaczyliśmy bezplanowo, znienacka i w drodze do Muzeum Naturalnego (ukrytego sprytnie z tyłu). Nie próbowaliśmy wchodzić, bo zabładziliśmy już tego dnia z osiem razy i majaca trwać 30 minut trasa przerodziła się w ponad-godzinna wyprawę, ale najwyraźniej można zaaranżować wejście i zwiedzanie. Na zewnętrznej ścianie sympatyczny polski akcent - tablica upamiętniajaca Solidarność.




I wreszcie ostatni przystanek - Royal Belgian Institute of Natural Sciences. Czyli Muzeum Historii Naturalnej. Nie dla każdego, trzeba przynajmniej odrobine pasjonować się biologia. ALE jest bardzo dziecio-przyjazne, z umieszczonymi strategicznie grami edukacyjnymi, komentarzami w słuchawkach i pokazywanymi non-stop filmami. Spędziliśmy tam niemal cały dzień i poddaliśmy się dopiero, kiedy o 16.30 megafony zaczęły nawoływać ludzi do wyjścia.
Mnie bardzo podobała się wystawa opowiadajaca o poczatkach człowieka - z drewnianymi modelami powstałymi na podstawie zgromadzonych danych i odkopanych szkieletów, oraz następujaca zaraz po niej, bardzo interaktywna i edukacyjna, dotyczaca ludzkiego ciała, rozwoju dziecka w brzuchu mamy i zmian hormonalnych następujacych w czasie ciaży. Dzieci spędziły wieki całe w hallu poświęconym dinozaurom. Zajrzeliśmy też szybko do ogromnej kolekcji muszli i owadów. Najwyraźniej brukselskie muzeum, z 37 milionami eksponatów, klasuje się bardzo wysoko w światowej klasyfikacji i jest umiejscawiane w okolicy londyńskiego i nowojorskiego.
Ceny: do lat 3 - bezpłatnie, dzieci - 4.50€, dorośli - 7€. 
Język: główne wystawy sa opisane po angielsku, francusku i niemiecku, ale już te 'poboczne' tylko po francusku. 
Jedzenie: jest kawiarenka, ale POTWORNIE droga! 5€ za panini z serem i pomidorem, to wielka przesada. Jest natomiast wystarczajaco dużo miejsca, by usadzić towarzystwo i w spokoju zjeść przyniesiony piknik.







Dodatkowo:
- transport - nie korzystaliśmy! Bruksela okazała się na tyle zwarta i niewielka, że w każda trasę wybieraliśmy się pieszo. Widziałam natomiast niewielkie autobusy kursujace co kilka minut, zejścia do stacji metra, oraz przejeżdżajace tramwaje.
- język - francuski oczywiście mile widziany, natomiast absolutnie wszędzie można bez problemu porozumieć się po angielsku.


No comments:

Post a Comment